"Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej."Ryszard Kapuściński
Archiwum bloga
-
▼
2011
(35)
- listopada (16)
- października (18)
- września (1)
27 października 2011
Bangkok
Wylądowaliśmy w Bangkoku. Niestety nie zabawilismy tu długo. Sprzeczne informacje udzielane przez miejscowych wprawiały nas w osłupienie. Tajowie jeden przez drugiego przedstawiali nam apokaliptyczne wizje zalanego Bangkoku. Znaleźliśmy się z goła w niełatwej sytuacji. Jechać do opłaconego hostelu usytuowanego tuż nad rzeką, czy szukać czegoś innego już po zmroku. Zaryzykowaliśmy i udaliśmy się do zalanej rzekomo dzielnicy Khao San Road, gdzie żaden z taksówkarzy nie chciał nas zabrać. Ostatecznie, ściśnięci jak sardynki w miejskim autobusie, dotarlismy na miejsce. Jak się okazało Khao San tętniło turystycznym życiem. Nic oprócz stert worków piasku i stawianych w pośpiechu betonowych murków przed wejciami do budynków nie wskazywało na nadchodzącą falę. Gdy jednak udaliśmy się nad rzekę wszystko stało się jasne. Decyzja była błyskawiczna - wyjeżdżamy z Bangkoku jak najszybciej. Następnego dnia w atmosferze ewakuowanych w pośpiechu ulic, wśród tłumu turystów, opuszczaliśmy miasto, szczęśliwi że udało nam się z niego wydostać. Po 16 godzinach jazdy autobusem dotarliśmy do Krabi, miasta położonego 900 km na południe od Bangkoku.
25 października 2011
Nasza wizyta na Bali powoli dobiega końca. Ostatnie dni w Indonezji spędzamy na maleńkich wysepkach Gili ( Lombok). Piękne plaże, cisza, spokój, mili tubylcy.
26 października wylatujemy do Bangkoku. Niestety powódz w Tajlandii pokrzyżowała nam trochę plany...Jak nie trzęsienie ziemi to powódź, aż strach się bać co będzie następne ;)
26 października wylatujemy do Bangkoku. Niestety powódz w Tajlandii pokrzyżowała nam trochę plany...Jak nie trzęsienie ziemi to powódź, aż strach się bać co będzie następne ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)